Fiński dom dla Rosjan
W ponad 5-milionowej Finlandii osoby rosyjskojęzyczne są największą mniejszością. Jest ich ok. 70-80 tysięcy. Rosjanie są drugą, po Estończykach, najliczniejszą grupą etniczną. W Kuopio, w środkowej Finlandii, mieszka ok. 500-600 Rosjan. Wśród nich, od prawie pięciu lat, są Arina oraz Tonya.
Rozmawia: Krzysztof Grządzielski
Jak to się stało, że znalazłyście się w Finlandii?
TONYA: – Od dzieciństwa chciałam mieszkać gdzieś indziej niż w Rosji. To może trudne do zrozumienia, ale nie miałam poczucia, bym akceptowała ten kraj. Mając 18 lat, zaczęłam studia, które niezbyt mi się spodobały. Po dwóch miesiącach pojechałam jako turystka do Finlandii, a tak naprawdę udałam się na uczelnie, by dowiedzieć się, jak mogę zacząć tutaj studia. Okazało się to mniej problematyczne niż przypuszczałam. Zorganizowano dla mnie egzamin z języka fińskiego. Miałam tydzień na przygotowanie i go zdałam. Mam jednak wrażenie, że oni bardziej wierzyli, że będę w ciągu najbliższych lat uczyć się tego języka, by tutaj studiować i żyć. Chcieli dać mi szansę, którą wykorzystałam. W tym roku skończyłam studia i póki co nie chcę wyjeżdżać z Finlandii. Mam perspektywę na lepszą przyszłość, której w Rosji nie mogłabym sobie zapewnić.
ARINA: – Moja historia jest poniekąd podobna. Rodzice całe życie dużo podróżowali. Kiedy miałam 17 lat, przyszedł czas, by wybrać miejsce, w którym chciałabym studiować. Zdecydowałam się na Finlandię. Już będąc nastolatką lubiłam ten kraj, jego zwyczaje i kulturę. Byłam bardzo podekscytowana poczuciem, że jest to miejsce, w którym powinnam być. Nigdy nie lubiłam rosyjskiego systemu, sposobu, w jaki ten kraj funkcjonuje. Człowiek nie jest w nim ważny, więc trudno mieć poczucie bezpieczeństwa. Finlandia okazała się wielką zmianą.
Obie doceniacie miejsce, w którym teraz żyjecie, ale czy miałyście chwile wahania, myślenia o powrocie w rodzinne strony?
A.: – Prawda jest taka, że na początku przyjazdu trwa miesiąc miodowy. Wszystko ci się podoba i jest fajne. Masz poczucie, że wybrałeś najlepsze miejsce do życia. Z czasem to mija. Niektórzy mając niedaleko do domu, żyją trochę jedną nogą tutaj, a jedną w rodzinnym domu. Osobiście mam poczucie, że Finlandia nigdy nie będzie dla mnie jak rodzinny dom. Zawsze będę tutaj imigrantką. Czasem mam dużą potrzebę, by wrócić do mojego rodzinnego miasta, ale zdarza się to rzadko. Kiedy przyjeżdżam, szybko stwierdzam jednak, że był to kryzys i chce wrócić tam, gdzie mam swoje prawdziwe życie. Odwiedzając rodziców, nie czuję się już w pełni jak w domu.
T.: – Mam taki kryzys średnio raz w roku. W pierwszych miesiącach emigracji takie kryzysy były częste i trudne. Szybko musiałam nauczyć się być dorosłą, podejmować decyzje, rozwiązywać problemy, być odpowiedzialna sama za siebie. Nie doświadczyłam tego w Rosji, a musiałam nauczyć się w de facto obcym kraju. Dodatkowo wstydziłam się mówić po angielsku, a jednocześnie chciałam mówić jak najwięcej po fińsku, tak aby tutejsi mieszkańcy nie mieli poczucia, że ich nie szanuję. Dziś mówię płynnie po fińsku, zarówno na uczelni, jak i w pracy. To wiele ułatwia w codziennym życiu. Myśli o powrocie wracają do głowy co jakiś czas. Jest jednak coś takiego, co cię przed tym powstrzymuje. Z jednej strony żyje tam moja rodzina i dawni znajomi, ale z drugiej – w Rosji nie miałabym tylu możliwości, takiej edukacji jak tutaj i szans, by zawalczyć o lepszą przyszłość.
To co w Finlandii jest Waszym największym strachem?
A.: – Chyba obie zgadzamy się, że najbardziej boimy się sytuacji, w której fiński system migracyjny kazałby nam wrócić do Rosji. Teoretycznie jest to możliwie w sytuacji, kiedy nie masz pracy ani nie uczysz się. Tonya skończyła teraz studia i szuka pracy. A z drugiej strony mam pewną obawę i przekonanie, że nigdy nie będę w pełni Finką, zaakceptowaną przez społeczeństwo.
A co jest Waszym fińskim marzeniem?
A.: – Moim jest to, by czuć się tutaj jak w domu. To i poczucie szczęścia są wszystkim, czego potrzebuję.
T.: – Mam proste marzenia: posiadania domu, pracy i życia tutaj bez większych przeszkód.
Skoro mówicie o akceptacji przez Finów, czy macie wśród nich przyjaciół?
A.: – Kilku tak, ale jeśli mam być szczera, głównie są nimi Rosjanie. Trochę tak jest, że będąc imigrantem, masz głównie znajomych ze swojego kraju lub innych imigrantów. Nie jest też tak, że trudno mieć przyjaciół Finów. To bardziej kwestia etniczna. Finowie są nieśmiali, mało rozmowni. Łatwiej jest nam nawiązać znajomości w ramach tego samego kręgu narodowościowego.
Spotykamy się kilka miesięcy po tym, jak rozpoczęła się wojna w Ukrainie. Jak zareagowałyście na jej wybuch?
A.: – Od tego pierwszego momentu zmieniło się bardzo wiele. Na początku bardzo się bałam i płakałam. Nie chciałam nawet wyjść z mojego mieszkania. Myślałam, że po kilku dniach ten atak się skończy. Nie sądziłam, że ludzie będą w stanie żyć w trakcie takiego konfliktu. Było mi wstyd za mój kraj. Z czasem jednak zaczęło być tak, jak przed agresją rosyjską. Zrozumiałam, że tutaj ludzie mnie akceptują i nie jestem częścią tego konfliktu. Nie mam na niego wpływu. Mieszkam w Finlandii od 17. roku życia, więc nawet nigdy nie zapłaciłam w Rosji podatków.
T.: – Z kolei sporo moich znajomych doświadczyło wielu przykrości. Mieli wymalowane napisy na samochodach albo na drzwiach apartamentu. Tylko przez to, że są Rosjanami, traktowano ich jak zwolenników Putina czy wręcz morderców. To jest smutne, bo ludzie, którzy żyją tutaj od wielu lat, nie przynależą do Rosji. Takie sytuacje niechęci czy konfliktów na tle narodowościowym nigdy wcześniej się nie zdarzyły. Od początku wojny mam jednak pewien lęk w wygłaszaniu publicznym swoich opinii. Zaczęłam mówić ciszej na ulicy, aby nikt nie poznał, że jestem Rosjanką, więc moja umiejętność mówienia po fińsku to teraz duża zaleta. Większość Finów jest w stanie zrozumieć, że będąc Rosjanką, mogę nie wspierać Putina, ale zawsze znajdą się tacy dla których ten argument nie jest przekonujący.
A.: – Prawda jest taka, że dla części ludzi, którzy w ogóle nie lubią imigrantów, wojna stała się pretekstem do walki, wyzwisk i złego traktowania wszystkich uchodźców czy migrantów. Ja z kolei nie boję się mówić po rosyjsku. Wychodzę z założenia, że nigdy nie będę w stanie wyprzeć się mojej ojczyzny. Powinnam tłumaczyć ludziom Rosję, to, jak ona funkcjonuje i dlaczego jej system działa tak, a nie inaczej.
Finowie chcą to zrozumieć? O co Was najczęściej pytają?
A.: – Najwięcej osób pyta, czy wspieramy Putina. Kiedy mówię, że go nienawidzę, ludzie są zdezorientowani. Często nawet nie wiedzą, o co pytać dalej. Co bardzo miłe, nieraz pytano mnie, czy potrzebuję jakiejś pomocy. A czasem ludzie pytają o krewnych albo czy sankcje wpływają także na nas. Nie mam jednak krewnych w Ukrainie, więc ta sytuacja na mnie tak nie oddziałuje.
T.: – Ja z kolei mam krewnych na Ukrainie i od momentu rozpoczęcia konfliktu przestali utrzymywać ze mną kontakt. Wyszli z założenia, że jestem częścią Rosji, która zabija naszą rodzinę. Jest to dla mnie bardzo przykre.
Wasi znajomi mają podobne odczucia?
A.: – Część znajomych jest absolutnie przeciwko wojnie. Wspiera Ukraińców, chodzi na demonstracje. Pozostała część jest trochę zdezorientowana, czy być bardziej za Rosją, czy Ukrainą. W Rosji znaczna część starszego pokolenia wspiera Putina i jego działania. Część rodzin zaczęła jednak oszczędzać pieniądze. Niektórzy myślą o emigracji, ale większość wyczekuje, jak sytuacja będzie rozwijać się w przyszłości.
Moi rodzice mogliby wyemigrować, ale nie zostawią samych pradziadków w Rosji. Młodsza siostra, która zaczęła szkołę, także nie chce emigrować. To naprawdę skomplikowane, by z dnia na dzień podjąć decyzję o wyjeździe z rodzinnego domu. Dla nas, kiedy byłyśmy same i młodsze, było to znacznie łatwiejsze.
T.: – Moi rodzice są już za starszy na przeprowadzkę. Mają swój dom, ogród. Myślę, że nawet jeśli sytuacja by się pogorszyła, nadal zostaliby w Rosji.
Co sądzicie o wejściu Finlandii do NATO?
T.: – Jestem trochę zmieszana całą sytuacją, Wiem, że większość Finów chce dołączenia do NATO. Z kolei większość Rosjan żyjących tutaj jest przeciw. Oni nie rozumieją, dlaczego Finlandia chce wejść do NATO, kiedy nikt jej nie atakuje. Sama nie mam jednoznacznej opinii na ten temat.
A.: – Moi znajomi mają różne opinie na temat Rosji, wojny czy wejścia do NATO. Niektórzy są za wojną, ale wspierają tutaj Ukraińców w różnych akacjach pomocowych. Taki paradoks. Nie mam jednak poczucia, co często się słyszy, że wejście Finlandii do NATO oznaczałoby trzecią wojnę światową.
Czego zatem życzyłybyście Rosji?
T.: – To nadal jest nasza ojczyzna, której życzymy jak najlepiej. Oby bez Putina, za to z demokracją. Mamy jednak świadomość, że nie stanie się to od razu. System w Rosji budowano latami i wielu lat też potrzeba, by go zniszczyć. Samo odejście Putina może wiele nie zmienić, bo system jest silny w mentalności ludzi.
A.: – Zgadzam się, że życzymy Rosji, by się zmieniła na lepsze. Wielu ludzi ma jednak niestety poczucie, że Putin broni ich i gwarantuje podstawowe środki do życia. Nie mają woli zmian. Na szczęście młodsze pokolenie coraz bardziej zauważa, że to czysta propaganda.
Materiał powstał przy wsparciu programu „Transforming Communities”, który realizowany jest przez Centrum Edukacji Obywatelskiej i Vikes, który finansowany jest ze środków Unii Europejskiej oraz Fondation Nicolas Puech.